Wyprawa turystyczna - Albania 2010

OKRES: przełom lipca i sierpnia
CZAS: ok. 16 dni
PLAN: przejazd przez Węgry, kawałek Chorwacji, Bośnię-Hercegowinę na kierunku czarnogórskiego Durmitoru dalej doliną Tary do Albanii w celu rekonesansu.
GRUPA: Udział wzięły trzy samochody 4x4 (Toyota HDJ100, Toyota FJ Cruiser, Nissan Patrol Y61)

Jak zwykle okazało się dosyć szybko, że plany są zazwyczaj głównie po to aby je zmieniać. Na pierwszym noclegu, który miał miejsce na Węgrzech dopadła nas paskudna pogoda, zimno, mokro i ogólnie nieciekawie. Po sprawdzeniu prognozy pogody na najbliższe dni okazało się, iż cały region przez który mieliśmy się przemieszczać będzie objęty brzydką pogodą przez najbliższe 5-6 dni. Rano ruszamy według ustalonej marszruty, ale już na pierwszym postoju kawowym zapada kolektywnie decyzja, że szkoda urlopu na taką szarugę. Postanawiamy uciec w kierunku chorwackiego wybrzeża, bo tylko tam miał utrzymywać się pas dobrej pogody. Spinając nasze stalowe konie w strugach deszczu i silnym wietrze zaczęliśmy się przemieszczać w wybranym kierunku. Przez Zenica na drogę nr. 442, następnie 17 do Konjic. Późnym popołudniem deszcz przestał padać, ale pogoda dalej nie nastrajała optymizmem. Postanowiliśmy spędzić noc nad zalewem, ale zaznaczone kempingi były tylko wirtualne, albo tak małe, że samochody terenowe w ilości trzech sztuk zajmowały cały teren. Okazało się natomiast, że okoliczni mieszkańcy prowadzą agroturystykę i chętnie nas przytulą za kilka euro od głowy. Rada dla zainteresowanych: brak jakichkolwiek oznaczeń, należy pytać miejscowe dzieci i młodzież, w których nasze 4x4 wzbudzały zainteresowanie i przyciągały masowo - zawsze rodzice któregoś z nich prowadzą taki pensjonat. Noc spędziliśmy w czystych pokojach z ładnymi łazienkami na korytarzu (Foto 1, Foto 2).

Poranek przywitał nas nie najładniejszą pogodą, po śniadaniu na werandzie i bardzo miłym pożegnaniu udaliśmy się doliną rzeki Neretva do Mostaru. (Foto 3, Foto 4). Zwiedziliśmy starówkę i zjedliśmy obiad. (Foto 5). Następnie jadąc nadal doliną rzeki w kierunku wybrzeża odbiliśmy na Momot do sanktuarium Miedugorje, do którego prowadzi bardzo malownicza droga. Na nocleg dojechaliśmy do naszego zaprzyjaźnionego kempingu nad chorwackim morzem w okolicy Opuzen, gdzie przyjazd samochodów terenowych z Polski zawsze wywołuje uśmiech na twarzy właścicielki.

Pogoda była przepiękna, woda ciepła, a ludzi bardzo mało więc postanowiliśmy spędzić tam dwa dni dla zregenerowania sił. Należy dodać, że po gwałtownych naciskach żeńskiej części wyprawy, która zawsze popada w zachwyt, jeśli docieramy w to miejsce (Foto 6, Foto 7. Następnie pomni naszych pierwotnych założeń pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża przez Dubrownik do Czarnogóry, objechaliśmy Bokę Kotorską, zwiedziliśmy Kotor (Foto 8, Foto 9, Foto 10). Dzień zleciał bardzo szybko, poszukiwanie noclegu wypadło w okolicach Tivatu, ze względu na zapadający zmrok i brak odludnych miejsc zmuszeni byliśmy zanocować w jedynym kempingu jaki znaleźliśmy - WC w sławojkach, prysznic z beczki stojącej na dachu z zasłoną z przezroczystej folii, do tego samochody nie mieściły się za bardzo w wąskich alejkach i musieliśmy jechać po śledziach od namiotów, a to wszystko po 10 euro od głowy.
Rano po wyruszeniu okazało się, że taki nocleg ma też swoje dobre strony to znaczy ciszę w kabinie przynajmniej do południa. Budwę zwiedziliśmy zza szyb samochodów, nie przypadła nam do gustu. Postój w Świętym Stefanie i kąpiel dla ochłody (Foto 11), dalej zwiedzanie Starego Baru z jego niesamowitą atmosferą opuszczonego miasta i obiad w cichej knajpce na podzamczu (Foto 12). Nocleg w okolicy Ulcinj z całonocną muzyką dyskotekową (tylko dla twardzieli).
Wniosek jaki nasuwa się po przejechaniu wybrzeża Czarnogóry to: warto zobaczyć, ale noclegów należy szukać z dala od morza, co w połączeniu z gwałtownie zapadającym zmrokiem wymaga dobrego planowania i samodyscypliny.

Wcześnie rano wyruszamy do granicy albańskiej wiedząc, że mamy do przejechania spory kawałek. Granicę przeskakujemy bez żadnych dodatkowych wrażeń, lekko spięci z powodu różnych opowieści jakich się nasłuchaliśmy od właściciela ostatniego kempingu (Foto 13, Foto 13, Foto 14, Foto 15). Aby dotrzeć do wyznaczonego rejonu musieliśmy ostrzej poganiać, ale cały czas czujni ze względu na dużą ilość patroli z radarami, i tak po kolei; przed Shkoder w prawo na drogę SH1 do Durres, Fier, Vlore główną drogą wzdłuż wybrzeża i wspinaczka na przepiękną przełęcz po zjeździe z której natrafiliśmy na bardzo urokliwą plażę, gdzie spędziliśmy dwie noce (Foto 16, Foto 17, Foto 18). Tam też spotkaliśmy sympatyczną rodaczkę, która z racji wykonywanych obowiązków zamieszkuje w Albanii. Otrzymaliśmy od niej garść bardzo cennych porad dotyczących tego kraju; dokąd się udać, co spróbować w knajpach i jak to zamówić (Foto 19, Foto 20). Po krótkim odpoczynku pełni nowych sił i zapału wyruszyliśmy dość wcześnie, bo przecież długa droga przed nami i mnóstwo miejsc do zwiedzania, ale udało nam się ujechać tylko kilkanaście kilometrów . Zatrzymała nas fantastyczna mała plaża Monastiri w ok. Dhermi, którą odkryliśmy dzięki wskazówom naszej nowej znajomej - zjazd na plażę jest możliwy tylko samochodami terenowymi. Wszczęte bunty na pokładach wymusiły dodatkowy dzień plażowania i nocleg w gaju oliwnym.

Następny dzień ze względu na późną porę startu i poszukiwaniu nowych plaż na przyszłość docieramy tylko w okolice Sarandy, po drodze zwiedzamy śliczną twierdze w której jesteśmy jedynymi gośćmi, a wraz z opłatą otrzymujemy klucz do bram. Nocleg za Sarandą nad zalewem Butrintit w widłach laguny (Foto 21). Poranek to zwiedzanie Butrintu, najlepiej robić to jak najwcześniej, bo potem docierają tam autokary. Po zwiedzaniu wracamy do Sarandy i dalej na drogę E853 po drodze zwiedzamy źródło Błękitne Oko, gdzie jemy obiad. Z dużymi brzuszkami wyruszamy w dalszą drogę na trasę SH4 do miejscowości Tepelene, gdzie skręcamy w kierunku Kelcyre po drodze stajemy na nocleg nad rzeką w sąsiedztwie małej knajpki (Foto 22, Foto 23). Następny dzień to tylko Berat i skok na północ Albanii (Foto 24, Foto 25). Droga między Kelcyre i Beratem w założeniu według mapy powinna zająć nie więcej niż 3-4 godziny - w rzeczywistości zajmuje 7 (Foto 26, Foto 27, Foto 28, Foto 29), więc nasz sprytny plan przeskoczenia na północ w jeden dzień legł w gruzach. Dodatkowo okazało się, że koniec dnia zastanie nas w niezbyt ciekawej okolicy. Korzystamy z planu awaryjnego, udajemy się na półwysep Kaperodoni do misji franciszkanów, gdzie pierwszym po Bogu jest Polak - ojciec Leonard. Przyjął nas z otwartymi ramionami, uprzedzając, że spanie poza misją jest niebezpieczne ze względu na sąsiedztwo szlaku przerzutowego do Kosowa (przemyt narkotyków i broni). Wieczorem Leonard zaprosił nas do klimatycznej knajpki u wejścia do misji, a następnego dnia rano zabrał chętnych swoim Troperem na sam cypel, odradzał zresztą zabierania naszych samochodów ze względu na bardzo wąskie i skoleinowane dróżki w wioskach. Widok cypla z jego klifem i wyłaniającą się z mgły nigdy nie dokończoną twierdzą jest nie do zapomnienia (Foto 30, Foto 31), na cyplu znajduje się jedna z najstarszych zachowanych świątyń w której odnaleziono najstarszy znany fresk obecnego godła Albanii, to znaczy dwugłowego orła - to też było nam dane obejrzeć za sprawstwem Leonarda na prywatnej sesji (Foto 32). Po powrocie budzimy resztę śpiochów, zjadamy śniadanie i ruszamy w dalszą drogę do parku narodowego Theth w Górach Przeklętych (Foto 33, Foto 34, Foto 35, Foto 36, Foto 37, Foto 38, Foto 39, Foto 40), tam też po całym dniu jazdy po górach nocujemy, a olbrzymie świetliki kojarzące się żeńskiej części wyprawy z oczami wilków, robią niezłe zamieszanie i mnóstwo śmiechu. Rano szybko wracamy na trasę i jednym rzutem przez przejście Hani i Hoti powracamy do Chorwacji na kemping z którego wyruszyliśmy (Foto 41, Foto 42). Tam spędzamy cały następny dzień na kąpielach i pławieniu się w słońcu. Rano wyruszamy do Polski cisnąc dość ostro nasze 4x4, bo przecież długa droga przed nami. Albania pierwsze koty za płoty za rok na pewno wrócimy.

Pewnie zauważyliście, że ograniczam opisy zwiedzanych miejsc - to celowo. Uważam, że trzeba zobaczyć wszystko na własne oczy jadąc w przyszłości z NASZE4x4 lub w jakikolwiek inny sposób. Naprawdę warto wybrać się do Albanii, a opowieści o niebezpieczeństwach są mocno rozdmuchane.


Serwis 4x4

  • naprawy bieżące aut terenowych;
  • pomoc w zakupie samochodu 4x4;
  • przygotowanie aut do wyprawy;

Wyprawy 4x4

Zapraszamy do obejrzenia opisu wyprawy na Bałkany - zdjęcia i opis.

Auta 4x4

Zapraszamy do przeczytania nowych opisów:
Toyota Land Cruiser FZJ 80 oraz Toyota Land Cruiser HDJ 100

Kontakt

Adres
ul. Modlińska 349
03-151 Warszawa

Serwis
tel. stac.: 0 22 676 57 34

Porady, wyprawy 4x4
tel. kom.: 0 604 286 902